Feliks rozejrzał się po raz ostatni, ale nigdzie nie dostrzegł upiora. Balansując nad nieboszczykiem – jedną stopą zaparł się o zamkniętą dolną część trumny, drugą oparł na krawędzi – pochylił się. Potwór z wrzaskiem skoczył mu na plecy i wbił ostre zęby w bark. Feliks krzyknął z bólu, sięgnął prawą dłonią za siebie i zrzucił upiora.
– Iquin nómine et virtúte Dómini nóstri Jésu Chrísti! – krzyknął, wysypując na stwora resztę ruty.
Upiór wygramolił się z grobu, a Feliks resztką sił pochwycił kamień i wbił gwóźdź w czoło nieboszczyka.
Kilka grobów dalej rozległ się przenikliwy wrzask, który zamarł już po sekundzie.
Feliks nabrał w płuca powietrza i przyłożył dłoń do bolącego barku. Na palcach oraz sznurze pozostała krew.
– Niech go diabli porwą – mruknął. – Tego się nie spodziewałem.
Wyczołgał się z grobu i stanął na chwiejnych nogach. Czuł palący ból, który promieniował na całe plecy oraz lewą rękę. Noga za nogą powlókł się do stróżówki.
Uderzył dłonią w drzwi, a te natychmiast się otworzyły. Feliks przekroczył próg i padł na podłogę.
– Mój Boże! Co się stało? – zakrzyknął Piotr, przypadając do niego.
– Odesłałem go… – szepnął resztką sił Feliks.
Jego oczy zaszły mgłą, powieki opadły, a płuca wydały ostatnie tchnienie.
Piotr przeżegnał się i choć wiedział, że nie ma w tym większego sensu, spróbował go ocucić. Bez skutku. Jad upiora to paskudna trucizna – nawet kropla jest niebezpieczna dla człowieka, a Feliks miał rozszarpany cały bark.
– I co teraz? – jęknął Piotr.
Wstał z podłogi i trzęsącymi się rękoma sięgnął do szafki po butelkę bimbru. Nalał pełny kieliszek i wypił jednym haustem. Po chwili napełnił go ponownie.
Dopiero po czwartym kieliszku spojrzał na martwego mężczyznę leżącego na podłodze stróżówki.
– I co ja mam z tobą zrobić? – zapytał głośno. – Ani na policję dzwonić, ani na pogotowie. A zostać tu też nie możesz.
Na szczęście dawno temu, kiedy się poznali, Feliks poinstruował go, co ma czynić w takim przypadku.
Zawinął mężczyznę w stary koc i z wielkim wysiłkiem zaciągnął do rozkopanego grobu. Zamknął wieko trumny i zepchnął na nie nowe ciało. Wziął do ręki leżący nieopodal szpadel i zaczął zasypywać mogiłę.
Spomiędzy drzew wystrzeliły pierwsze promienie słońca.
– Wybacz, przyjacielu – szepnął Piotr.
Kiedy grób został zasypany, stróż na powrót ułożył na nim kwiaty. Niektóre były sfatygowane, ale na horyzoncie pojawiły się ciemne, deszczowe chmury. Ulewa zmyje wszelkie ślady nocnego dramatu.
¢
Magda ledwo zwlekła się z łóżka. Nie udało jej się wyspać, a paskudna, jesie
– Musisz dbać o naszą księgarnię, bo kiedyś będzie twoja. – Tak niemal każdego dnia zapewniała ją mama, ale Magda nie była do końca przekonana, czy taką właśnie widzi dla siebie przyszłość.
Na razie jednak zaciskała zęby, ciężko pracowała, a w każdej wolnej chwili pomagała wujkowi najlepiej, jak umiała.
– Co to za nocne eskapady? – przywitała ją Emilia, kiedy spóźniona dziewczyna przekroczyła próg księgarni.
– Myślałam, że was nie obudziłam – odparła Magda, zdejmując wilgotny od mżawki płaszcz.
– Dziecko, przecież wiesz, jaki mam lekki sen. To gdzie byłaś?
– U wujka, dostał wezwanie do Przyjaźni. I zabrał mi samochód – mruknęła dziewczyna. – Co mam robić?
– Wydaje mi się, że wczoraj ktoś nie pościerał kurzy. – Mama wręczyła jej małą miotełkę.
Magda westchnęła z rezygnacją, po czym zabrała się do pracy. Nie minęło dziesięć minut, gdy rozdzwonił się jej telefon.
– Tak? – zapytała wesoło, lecz bardzo szybko mina jej zrzedła. – Och… naprawdę? Nie… – jęknęła. – Dziękuję.
Ręka trzymająca telefon opadła jej bezwładnie wzdłuż ciała. Drugą namacała za plecami wiklinowy fotel, na który się osunęła, wpatrując się tępo przed siebie.
– Coś się stało? – zapytała mama.
Dziewczyna nie odpowiedziała.
– Magda? – Emilia zaniepokoiła się.
– Wujek Feliks nie żyje.