31 страница3539 сим.

– Wiedziałam, że te młotki z policji nie będą pamiętać o moim zgłoszeniu! – mruknęła ze złością starsza kobieta. – Myśleli pewnie, że sobie to wszystko ubzdurałam. No bo kto porywa dziewczyny w biały dzień?! A poza tym tu taka spokojna okolica jest… Ale żeby takie rzeczy się działy! – Pokręciła głowa.

– Coś jeszcze pani pamięta?

– Nic więcej.

– I tak dziękuję, bardzo mi pani pomogła. A jakby coś jeszcze się pani przypomniało, bardzo proszę zadzwonić do jej siostry. – Podał jej numer Magdy.

– Powi

– Tak zrobimy. Jeszcze raz dziękuję.

Podniesiony na duchu ruszył w stronę wąskiej uliczki. Jednak gdy znalazł się w cieniu obdrapanych budynków, dopadły go czarne myśli. Znalazł nowy trop, ale zrodził on jeszcze więcej pytań, niż dał odpowiedzi. Do tej pory był przekonany, że Nadia zginęła, bo nie poradziła sobie z jakimś nawim. Dokładnie jak on sam pół roku wcześniej. Czego tamci ludzie mogli chcieć od Nadii? Czyżby komuś aż tak podpadła? Zapakowali ją do samochodu i odjechali. Nie tak łatwo zrobić coś takiego żniwiarzowi. Feliksowi przychodziły do głowy tylko dwa rozwiązania: albo Nadia była w nowym ciele tak krótko, że w ogóle nad nim nie panowała, albo byli to nawi, o których żadne z nich jeszcze nie słyszało. A może ktoś rzeczywiście polował na żniwiarzy?

Feliks kilkanaście razy przeszedł wzdłuż wąskiej uliczki, uważnie przyglądając się wszystkiemu, ale nie znalazł żadnej poszlaki.

Staruszka mówiła, że ten skrót znają tylko miejscowi. A więc Nadia musiała zatrzymać się gdzieś blisko.

Wyszedł z uliczki i odetchnął świeżym powietrzem.

Tak jak twierdziła staruszka, po drugiej stronie znajdowały się bloki oraz trochę trawników i skwerków. Feliks z braku lepszego pomysłu szedł przed siebie, uważnie rozglądając się na boki. Może i Nadia była samotniczką, może nie znosiła ani Feliksa, ani sposobu życia, jaki wybrał, ale oboje byli żniwiarzami, widzieli i przeżyli to, czego nie zrozumiałby żaden człowiek. Na dodatek w tej chwili Feliks był niemal pewien, że dowiedział się, jak funkcjonował umysł koleżanki po fachu.

W końcu wyszedł spomiędzy bloków i stanął na szczycie niewielkiego wzniesienia. U jego stóp rozciągały się ogródki. Podzielone wysokimi ogrodzeniami na malutkie działki, a każda z nich była pełna kolorów. Dalej zaś – niczym szrama na tym idealnym obrazku – górowała szara, paskudna bryła bloku. Nawet z tej odległości ktoś nieobdarzony wzrokiem żniwiarza z łatwością mógł odgadnąć, że budynek był opuszczony.

Feliks zbiegł wąską ścieżką w dół i minął kilku pracujących w ogródkach emerytów. Wszędzie wokół kwitły kwiaty, z czarnej ziemi wyrastały warzywa, a pszczoły poszukiwały nektaru. Lecz cały ten sielankowy obrazek burzyło uczucie niepokoju – coś czaiło się w pobliżu. Bało się wyjść z nory, ale jednocześnie było zbyt spragnione i głodne, aby dłużej się ukrywać.

Większość działkowiczów też to czuła. Winę zrzucali na zbyt niskie ciśnienie albo pogodę. Nie zastanawiali się, co było przyczyną tego, że psy były niespokojne, chowały się po kątach i męczyły je koszmary.

Feliks odczuwał to jako niewyraźny zapach rozkładającej się krwi i starych szmat. Doskonale wiedział, co czai się w pobliżu, ale to musiało poczekać do nocy.

Idąc najkrótszą drogą między ogródkami, wkrótce stanął przed „blokiem cuduw”.

– Ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać – stwierdził i wszedł do środka.

Budynek wyglądał tak samo, jak jego odpowiednik w każdym i

Feliks, podobnie jak Nadia, potrafił obejść się bez wielu rzeczy. Zdarzyło mu się wiele razy ukrywać w lesie przez kilka miesięcy zaledwie z nożem i krzesiwem, ale nie rozumiał, dlaczego Nadia celowo wybierała takie życie.

„Stajesz się miękki i słaby” – powiedziała mu kiedyś. Cóż się dziwić, miał wtedy swoje lata, był po sześćdziesiątce i nie uważał herbaty i ciepłego obiadu za zbytnią wygodę. Według Nadii rozpuścił sam siebie.

Pomijając fakt, że niedługo potem ona zmarła na zapalenie płuc – westchnął, zaglądając do kolejnych mieszkań. – A mnie zaskoczył wyjątkowo wredny martwiec i wbił mi nóż w plecy. Dosłownie.

31 страница3539 сим.