– Dla ciebie ciocia Jadwiga – powiedziała twardo staruszka, przerywając chwilę niezręcznego milczenia. – Widzę, że tym razem będziesz małym, złośliwym gnojkiem.
I roześmiała się głośno, a pozostali członkowie rodziny odetchnęli z ulgą.
– Ciocia jak chce, to też potrafi przysolić – mruknął Feliks, mając wrażenie, że jeszcze chwila, a sam obrazi się jak mała dziewczynka.
– Bo ja, mój drogi, mam wiek i prawo za sobą.
– A ja to nie?
Jadwiga zmierzyła go spojrzeniem.
– Nie – pokręciła głową. – Zdecydowanie nie.
Feliks westchnął ciężko. Choć żył już tak długo, własna śmierć była dla niego zawsze ciężkim przeżyciem. Umierając, cierpiał tak samo, jak zwykli ludzie, a kiedy budził się w nowym ciele, za każdym razem było to dla niego wielkim szokiem. Po części był sobą, a po części zupełnie i
Chłopaka, do którego kiedyś należało to ciało, najwyraźniej cechowała uszczypliwość, odrobina egoizmu i totalny brak umiejętności śmiania się z samego siebie. Jadwiga, która widziała Feliksa już w wielu wcieleniach, trafiła w samo sedno – był złośliwym, małym gnojkiem.
Wychodzi na to, że czeka mnie wiele pracy nad sobą – pomyślał żniwiarz. Ale nie z takimi rzeczami sobie radziłem.
¢
Gdy skończyli pizzę, kelnerka zabrała talerze, a Mateusz zaczął się zastanawiać, czy powi
Magda rozejrzała się po sali, a jej wzrok zatrzymał się na stole do bilardu.
– Zagramy? – zaproponowała.
– Czemu nie? – Mateusz uśmiechnął się zadowolony z takiego rozwoju sytuacji. – Dobra w to jesteś? – zapytał, układając bile.
– Gdzie tam, beznadziejna. Jeżeli będziesz chciał być dżentelmenem i pozwolić mi wygrać, to przed tobą nie lada wyzwanie.
Położyła telefon komórkowy na rogu stołu, wycelowała kijem w białą bilę i uderzyła.
Pięć minut później Mateusz stwierdził, że rzeczywiście jest beznadziejna albo nawet i gorzej. Ale za to dużo się przy tym śmiała, dawała z siebie wszystko i nie przejmowała się, gdy jej bile robiły, co chciały.
Chłopak z lekkim uśmiechem obserwował, jak Magda przygryza dolną wargę, pochyla się nad stołem i celuje. Wtem rozległ się dzwonek. Mimowolnie spojrzał na ekran.
– Jakiś Feliks dzwoni – powiedział, podając jej telefon.
Magda zrobiła wielkie oczy.
– Przepraszam na chwilę – wydusiła z siebie i stanęła w kącie.
Starała się mówić półgłosem, ale mimo to Mateusz wszystko słyszał.
– Mówiłam ci, że wychodzę – odezwała się do słuchawki. – Tak… tak… Nie czekaj na mnie. Odezwę się później… Pa.
Magda wyłączyła telefon i rozejrzała się dookoła, jednak knajpa była prawie pusta. Kelnerka siedziała za barem i bazgrała coś na kartce papieru, a Mateusz kontemplował ułożenie bil na stole. Wydawało się, że nikt nie zwrócił uwagi na jej rozmowę.
Podeszła do stołu, a Mateusz bez słowa wręczył jej kij. Nie zapytał, kto dzwonił ani czego chciał. I dobrze, bo Magda nie miała pojęcia, jak mogłaby mu wytłumaczyć, że jej nadopiekuńczy wujek… a raczej kuzyn wciąż usiłuje ją kontrolować.
Zagrali kilka partii i wypili po piwie.
– Już późno. – Mateusz zerknął na zegar wiszący na ścianie.
Nie miał ochoty na powrót do pokoju nad garażem, ale zbliżała się już dwudziesta trzecia.
– Masz rację – westchnęła. – Jutro rano muszę stawić się w księgarni.
Mateusz podał jej kurtkę i wyszli na zewnątrz.
– Odprowadzę cię do domu. Wskaż tylko, gdzie mamy iść – powiedział chłopak.
Magda stanęła jak wryta. Do domu?! Przecież on nie może dowiedzieć się, gdzie ona mieszka! Jedyny chłopak w mieście, który uważa ją za normalną, nie może zobaczyć tego upiornego domu Feliksa!
Dobrze, że nie zabrałam wszystkich swoich rzeczy z domu rodziców – pomyślała z niespodziewaną ulgą. Niech lepiej myśli, że mieszkam z nimi, a nie ze zdziwaczałym wuj… kuzynem. A poza tym do domu rodziców jest bliżej.