Powoli zapominała, że gdzieś tam u góry życie toczy się swoim rytmem. Dla niej istniała jedynie ta piwnica. Wydawało jej się, że egzystuje już tylko z przyzwyczajenia, że gdyby wystarczająco się skupiła, mogłaby przestać oddychać, zatrzymałaby serce, a jej udręka wreszcie dobiegłaby kresu. Jednak na samym dnie umysłu tliła się coraz słabsza iskierka, że musi się dowiedzieć, kto i po co ją tu trzyma, że musi ostrzec i
¢
Magda zamknęła księgarnię i pojechała do domu. Myślała, że do wieczora przejdzie jej złość na Feliksa. Niestety, gdy tylko pomyślała, że jej głupi wujek usiłował odstraszyć od niej Mateusza, znów wzbierała w niej wściekłość.
Weszła do domu, trzaskając drzwiami.
– Feliks! – zawołała, lecz nie usłyszała odpowiedzi.
Z piwnicy doszły do niej stłumione hałasy. Zeszła więc na dół, gdzie żniwiarz urządził sobie kiedyś małą siłownię.
– Część – stęknął, unosząc hantle. – Matko, ależ słaby jestem w tym wcieleniu.
– Do tego jeszcze głupi i złośliwy! – warknęła.
Odstawił hantle na podłogę.
– Że co proszę? – zdziwił się.
– Dlaczego byłeś dziś taki niemiły dla Mateusza?! – naskoczyła na niego.
– Bo mi się nie spodobał. – Feliks wzruszył ramionami, po czym wytarł koszulką pot z czoła.
– Nie tobie ma się podobać!
– Nie histeryzuj – mruknął. – Możesz sobie znaleźć kogoś lepszego.
– Twoim zdaniem nikt nie jest dla mnie wystarczająco dobry! Wiesz, ilu moich chłopaków już przepędziłeś?!
– Nie przesadzaj. Aż tak piękna to ty nie jesteś, żeby wciąż ustawiały się do ciebie kolejki.
Magda otworzyła usta, lecz zabrakło jej słów.
Feliks napił się wody z butelki i spojrzał na nią.
– Chyba posunąłem się za daleko, co? – Skrzywił się nieco.
Magda – wciąż w szoku – pokiwała głową.
– Przepraszam. – Wstał z ławki i podał jej dłoń na zgodę. – Nadal nie do końca panuję nad tym ciałem. Ostatnio powiedziałem Jadwidze… to znaczy cioci Jadzi – poprawił się – że je jak mały wół. W tym chłopaku – mruknął i spojrzał po sobie – było mnóstwo złości i goryczy. Miał niewyczerpane pokłady drobnych złośliwości.
– W to akurat mogę uwierzyć – mruknęła Magda.
– Obiecuję się poprawić – zapewnił, ale w jego głosie nie było ani odrobiny skruchy.
Magda skinęła głową. Trochę tęskniła za dawnym Feliksem – poważnym, troskliwym wujkiem.
¢
Wszystko szło zgodnie z planem. Oczywiście zdarzały się pewne trudności, ale i z nimi Pierwszy potrafił sobie poradzić. Miał cierpliwość osoby, która podczas setek lat spędzonych w Nawii przewidziała każdy możliwy scenariusz, więc nic nie mogło go zaskoczyć.
Miejsce, które wybrał Blank, było idealne pod każdym względem, a szczególne z tego powodu, że znajdowało się pod samym nosem tego nieudolnego żniwiarza. Nikt nawet nie szukał tu Pierwszego, nikt nie zwrócił na niego uwagi. Plan w swej prostocie był iście genialny.
W ciągu kilku tygodni zebrał armię potępieńców. Co prawda wciąż musieli kupować albo kraść mięso, ale byli bardzo przydatni. Pierwszy rozlokował ich w i
Nawet to pole krwi ukryte w lesie z dala od ludzi, a jednocześnie wystarczająco blisko opuszczonej osady, gdzie mógł się zaszyć, było idealne. Miało swoją moc i historię, o której nie wiedzieli nawet miejscowi.
– Zanim się spostrzegą, zostanie ich jedynie garstka, niezdolna do podjęcia jakiejkolwiek walki – rzucił w przestrzeń, spacerując między porośniętymi mchem nagrobkami. – Oby tylko Gerard zbyt szybko nie wyszedł z ukrycia. Bo jeśli połączą siły…
– Od dziesiątek lat nie nawiązał z nikim kontaktu, nie zdradził swoich, ani twoich tajemnic. Sądzę, że pod tym względem jesteś bezpieczny – odparł Blank, podążając za Pierwszym. – Kazałem potępieńcom porzucić stary samochód i znaleźć nowy. Przekręcili też tablice rejestracyjne. Twierdzą, że nikt ich nie widział, ale lepiej dmuchać na zimne.
Najstarszy żniwiarz pokiwał głową z aprobatą.
– Dziewczyna niedługo zginie, kto będzie następny? – zapytał Blank.